W tegorocznych Regatach Królewskich w Henley wystartowały trzy nasze osady. Wszystkie godnie reprezentowały Polskę i swoje kluby, ostatecznie plasując się na drugich miejscach. - Impreza zrobiła na mnie ogromne wrażenie. To zupełnie inne doświadczenie - mówi Fabian Barański, szlakowy czwórki podwójnej mężczyzn.
W prestiżowych regatach wystartowali: Marta Wieliczko (Wisła Grudziądz) w The Princess Royal Challenge Cup (jedynka kobiet), Piotr Płomiński (WTW Warszawa) w The Diamond Challenge Sculls (jedynka mężczyzn) i czwórka podwójna mężczyzn w "żelaznym" składzie Dominik Czaja (AZS AWF Warszawa), Mateusz Biskup (RTW LOTTO Bydgostia), Mirosław Ziętarski (AZS UMK Toruń) i Fabian Barański (WTW Włocławek) w The Queen Mother Challenge Cup.
A delegacji nie zabraklo też trenerów: Aleksandra Wojciechowskiego i Roberta Sycza, fizjoterapeuty Patryka Bojasy oraz członka Zarządu PZTW i przedstawciela firmy Enea Marcina Wenzela. Na miejscu była również Julia Michalska-Płotkowiak.
Wszystkie nasze załogi dotarły do finałów, w których musiały uznać wyższość rywali. Ale trzeba pamiętać, że Henley Royal Regatta to przede wszystkim prestiż! Bez względu na wynik sportowy.
Bardzo dużą rolę w zgłoszeniu naszych osad do Henley odegrała Julia Michalska-Płotkowiak. - Zawsze chciałam, żeby polskie osady regularnie występowały w Henley, zwłaszcza po tym jak sama miałam okazję wystartować w 2014 roku. Dwa lata później trener Marcin Witkowski zdecydował się wysłać na te prestiżowe regaty młodzieżową czwórkę podwójną kobiet: Kasię Zillmann, Martę Wieliczko, Olgę Michałkiewicz i Krystynę Lemańczyk - mówi członki Zarządu PZTW, która na codzień mieszka w Wielkiej Brytanii. - Kiedy zostałam wybrana do Zarządu, wpadłam na pomysł, żeby Agnieszka Kobus-Zawojska wystartowała wspólnie z Ukrainką Ołeną Buriak. Wszystko się udało, ja zobaczyłam jak to działa i zaczęłam pytać trenerów czy regaty królewskie wpiszą się w ich cykl przygotowań. Aleksander Wojciechowski w styczniu zapowiedział, że chyba się zdecyduje i stało się - dodaje.
Wielkie tradycje
Pierwsze regaty odbyły się w 1839 roku, natomiast od 1851 roku noszą rangę regat królewskich, kiedy książę Albert został pierwszym królewskim patronem imprezy. Po jego śmierci każdy kolejny monarcha zgodził się hołubić zawody.
I od początku zasady się nie zmieniają. Na Tamizie rywalizują dwie osady na dystansie jednej mili i 550 jardów, czyli dokładnie dwóch kilometrów i 112 metrów. Przegrany odpada z rywalizacji, a wygrany przechodzi do kolejnego etapu. I tak aż do finału.
- To prestiżowe i historyczne wydarzenie, w którym brałam udział siedem lat temu oraz teraz. Dlaczego to tak wyjątkowe miejsce? Ponieważ zachowano tu tradycje i wyścigi odbywają się tak samo jak w 1839 roku - wyjaśnia Marta Wieliczko.
Dla Aleksandra Wojciechowskiego był to szósty raz w Henley. Za każdym razem jego osady płynęły w finale. - Niewiele się zmieniło w tradycji wioślarskiej w Wielkiej Brytanii. Od dziesięcioleci wszystko jest na tych samych zasadach i tak też było teraz. Te same zasady, takie same tłumy - mówi doświadczony szkoleniowiec z uśmiechem na ustach.
Z kolei drugi z naszych trenerów Robert Sycz wrócił do Henley po 22 latach. W 2001 roku startował jako zawodnik i wygrał wspólnie z Tomaszem Kucharskim. - Tam się nic nie zmienia, poza nowymi pokoleniami zawodniczek i zawodników. Wszystko jest rozgrywane według pomysłów z XIX wieku. Wszystko jest manualne. Stewardzi pokazują, która osada w danym momencie prowadzi - pociągają za specjalne sznurki, żeby uruchomić tabliczkę, która pokazuje arbitrowi jaka jest przewaga danej osady. Te przewagi podawane są w stopach, a następnie w długościach łodzi. Mierzy się je do czterech długości łodzi, a jeśli przewaga jest większa, to opisuje się zwycięstwo jako „easily”, czyli łatwe - wyjaśnia Robert Sycz.
Fantastyczna atmosfera
Każdy kto był na regatach w Henley wspomina wspaniałą atmosferę tego wydarzenia. Trener Sycz podkreśla, że inaczej jest w roli zawodnika i szkoleniowca. - Jak się jest zawodnikiem, nie wchodzi się na trybuny i nie spędza się tyle czasu na torze, bo po wyścigach trzeba odpoczywać. Teraz miałem okazję bardziej poczuć ducha tej imprezy - stwierdza.
Zawodnicy też byli pod olbrzymim wrażeniem. - Regaty w Henley to zupełnie inne regaty niż te, w których do tej pory brałem udział. Kibice towarzyszą wioślarzom przez całą długość toru, co w wioślarstwie jest raczej niespotykane. Cieszę się, że w tym roku mogłem być częścią tego święta wioślarstwa - powiedział Piotr Płomiński cytowany przez WTW Warszawa.
- Niemal tydzień wioślarskiego święta. Piknikowanie wkoło toru, mnóstwo znajomych. Niesamowity doping z trybun, mnóstwo statków - dużych i małych, które stają wzdłuż toru i ludzie na nich także krzyczą i wspierają wioślarzy. To coś niesamowitego, czego nie da się doświadczyć nigdzie indziej - wtóruje trener Wojciechowski.
Podobnego zdania jest Robert Sycz, który mówi: - Regaty są imponujące. Liczba ludzi, która się przewija przez okolice toru jest niesamowita. Dostaliśmy informację, że w trakcie regat zmagania wioślarzy ogląda w sumie około 250 tysięcy ludzi. Regaty mają niepowtarzalny klimat. Zazwyczaj ludzie przyjeżdżają obejrzeć jeden bieg, ale spędzają już nad Tamizą cały dzień.
- Regaty w Henley zrobiły na mnie ogromne wrażenie, jest to zupełnie inne doświadczenie. Całe miasteczko zapełnione jest wioślarzami, obowiązuje elegancki ubiór, kibice rozstawieni na całym dystansie, bliskość tych kibiców, celebrowanie każdego dnia tego wydarzenia. Wszystko to złożyło się na to, że moje odczucia co do tych regat są tak pozytywne - ocenia Fabian Barański.
Gościnność miejscowych
Kolejną tradycją regat jest fakt, że przyjezdni wioślarze zamieszkują w domach lokalnych mieszkańców. - Henley żyje tymi regatami, nie ma tam hoteli, dlatego zawodnicy są przyjmowani w domach u mieszkańców - wyjaśnia Wieliczko.
- Mieszkamy u prywatnych rodzin, które dobrowolnie zgłaszają akces do przyjęcia uczestników regat. Te rodziny zapewniają nam nawet śniadania - dodaje trener Wojciechowski.
Co ciekawe nasi zawodnicy nie pływali na swoich łodziach. - Dodatkowo do startów nie mieliśmy swojego sprzętu, tylko zorganizowali nam łódki od pobliskich klubów wioślarskich - zdradza Marta Wieliczko.
Dress code
Ubiór to kolejny z aspektów, który odróżnia regaty w Henley od każdych innych. - Wydarzenie posiada swoje zasady, nawet jest podany dress code, w którym kibice mogą dostać się do strefy trybun - mówi Wieliczko. - Mile widziane są sukienki za kolano i nakrycia głowy - kapelusze, toczki, fascynatory. A u mężczyzn koszule, marynarki i krawaty - dodaje.
- Trzeba mieć marynarkę i krawat, bo jeśli się tego nie ma, to stewardzi nie wpuszczą na teren obiektu. A jak coś jest nie tak, to poprawią krawat i wpuszczają - śmieje się trener Wojciechowski. - A tak serio każdy ma swoją plakietkę, która upoważnia do poruszania się po całym terenie. Ja mam już sześć takich "blaszek". Bardzo fajna pamiątka - dodaje.
- Imponująca jest ta różnorodność marynarek w barwach uczelni czy klubów. Niewątpliwie jest to impreza, którą każdy wioślarz powinien zobaczyć, bo to największe wioślarskie święto na świecie - zapewnia trener Sycz.
Kluby najważniejsze
W regatach królewskich przykłada się bardzo dużą wagę do przynależności klubowych. - Tam przede wszystkim rywalizują osady uczelniane i klubowe. Mało było załóg reprezentacyjnych. Oprócz nas byli też Brytyjczycy, Kanadyjczycy czy Hiszpanie - wyjaśnia trener Sycz.
Robert Sycz, dwukrotny mistrz olimpijski, na pytanie czy był rozpoznawany w Henley tylko się uśmiecha. - Zdecydowanie nie byłem rozpoznawany. Oni mają tyle swoich gwiazd, że nie są zainteresowani takimi osobami jak ja. Rozpoznał mnie tylko były, emerytowany już organizator regat królewskich. Jak nas przedstawiono, znał moje osiągnięcia i pamiętał, że brałem udział w regatach w Henley - opowiada trener PZTW.
Nietypowy system
Dla zawodowych wioślarzy zasady regat królewskich są zupełnie inne niż we wszystkich innych imprezach międzynarodowych. Na starcie stają tylko dwie osady i tylko zwycięzca przechodzi dalej. - System pucharowy pomaga w skupianiu swojej uwagi tylko na jednej osadzie każdego dnia. Warunki, jak zauważyłam, są zmienne, ale jak to rzeka - posiada prąd i fale (dodatkowo fale od statków turystycznych) - ocenia Marta Wieliczko.
W półfinale zawodniczka Wisły Grudziądz stoczyła piękny pojedynek z Sophią Luwis. Amerykanka prowadziła już o ponad długość łodzi, ale dzięki wspaniałemu finiszowi to Polka awansowała do finału. - Po tym wyścigu Marta zyskała rzeszę fanów, co finał tylko potwierdził - mówi Julia Michalska-Płotkowiak.
- Bardzo pomocnym i miłym akcentem są kibice którzy dopingują osady przez cały wyścig, to naprawdę motywujące, dodające energii i pozwala czerpać więcej przyjemności z wyścigu! - wyjaśnia Marta Wieliczko.
W finale Polka przegrała nieznacznie z Dianą Dymchenko. - Dla mnie finał był symboliczny. Diana niedawno zmieniła narodowość na Azerską, natomiast wcześniej reprezentowała Ukrainę. W zeszłym roku mieliśmy parę polsko-ukraińską, a w tym roku mieliśmy taki finał jedynek żeńskich - kontynuuje Michalska-Płotkowiak.
- Jestem naprawdę dumna z tego jak walczyłam i jak wyglądały moje wyścigi. Mam cichą nadzieję że to nie mój ostatni start w tych regatach - stwierdza Wieliczko.
Warto też wspomnieć o wspaniałej postawie Dymchenko. - W Henley uhonorowany zostaje tylko zwycięzca, którego nazwisko jest grawerowane na pucharze, dostaje pamiątkowy medal i szampana. I właśnie tego szampana Diana mi podarowała - dodaje wzruszona Marta Wieliczko.
Wizerunkowa wygrana
Bardzo dobrze spisał się także Piotr Płomiński, który dopiero w finale musiał uznać wyższość aktualnego mistrza świata Olivera Zeidlera. - Nie spodziewałem się startu w finale, z czego się bardzo cieszę - powiedział Płomiński dla WTW Warszawa.
- Szczerze mówiąc nie wiedziałam czego spodziewać się po Piotrze, ale wydaje mi się, że - podobnie jak w przypadku Marty - atmosfera regat podziałała na niego mobilizująco - ocenia Michalska-Płotkowiak.
Natomiast faworyzowana czwórka podwójna mężczyzn w finale nieznacznie przegrała z osadą z Wielkiej Brytanii. - Jeśli chodzi o nasz występ to zrobiliśmy przede wszystkim świetną robotę wizerunkową dla naszego wioślarstwa. Oczywiście nie było wielu mocnych osad, ale w finale przegraliśmy z osadą brytyjską, która jest na poziomie medali mistrzostw świata, więc nie ma co rozpaczać. Mieliśmy też chorego zawodnika i być może dlatego nie udało się dowieźć zwycięstwa - tłumaczy trener Wojciechowski.
W podobnym tonie wypowiada się Fabian Barański: - Myślę że lekki niedosyt jest. Fajnie byłoby wygrać i wznieść ten pamiątkowy puchar w górę. Jednak pamiętajmy, że dla nas był to tylko kolejny przystanek w drodze do mistrzostw świata, które jednocześnie są kwalifikacjami olimpijskimi. Jestem spokojny o naszą osadę.
Nasi mistrzowie świata i Europy wzbudzili w Henley duże zainteresowanie. - Jak byłam na trybunach, to słyszałam często: These guys are the current World Champions! - cieszy się Julia Michalska-Płotowiak i dodaje poważniej: - Panowie wzbudzili też duży podziw, że wystartowali, pomimo choroby jednego z zawodników.
Powrót w kolejnych latach?
Wioślarze i trenerzy jednogłośnie twierdzą, że chcieliby jeszcze wrócić do Henley. - Dzięki świetnej postawie naszych zawodników i trenerów mamy przetarty szlak. Jeśli tylko trenerzy znajdą czas w toku przygotowań do najważniejszych imprez, to mam nadzieję, że regularnie będziemy zgłaszali nasze osady - puentuje Michalska-Płotkowiak.
Zobacz także
Reportaż z Centralnych Regat Otwarcia Sezonu 2025 - Kruszwica
14 maj 2025
Redakcja TVP 3 Bydgoszcz zawitała do Kruszwicy, gdzie 26-27 kwietnia rozgrywane były Centralne Regaty Otwarcia Sezonu 2025. Serdecznie zapraszamy do obejrzenia reportażu z tego wydarzenia.
Zawody na torze w Kruszwicy zainaugurowały se...
Ghent International May Regatta 2025: dziewięć zwycięstw w finałach
11 maj 2025
Cztery zwycięstwa w sobotę i aż pięć w niedzielę - to dorobek reprezentantów Polski w zawodach Ghent International May Regatta 2025. Biało-czerwoni wygrywali zmagania w czwórkach i dwójkach. Na podium stawały też nasze ósemki. ...
Ghent International May Regatta 2025: cztery zwycięstwa Polaków w sobotę
10 maj 2025
Aż cztery zwycięstwa odniosły polskie osady w pierwszym dniu międzynarodowych zawodów Ghent International May Regatta 2025. Najlepsze w stawce okazały się obie nasze czwórki podwójne oraz dwójki: Anna Khlibenko/Julia Rogiewicz i Maria Tacze...
17.05 | VIII Maraton Wioślarski Toruń-Bydgoszcz Toruń |
17-18.05 | Akademickie Mistrzostwa Polski Bydgoszcz |
23-25.05 | Lido Filippi Trophy 3 Beach Sprint Taranto (Włochy) |